„Korsarz” - fakty i mity?
Riposta
Drogi Don Jorge,
Z niekłamanym smutkiem, i jednak sporym zażenowaniem, przeczytałem na stronie Twojego Subiektywnego Serwisu Informacyjnego artykuł Pana Ryszarda Pluteckiego pt. „s/y “Korsarz” wielka nagroda - fakty i mity”.
Ponieważ uczestniczyłem w wymianie e-maili na ten temat podczas badań Pana Ryszarda Pluteckiego oraz przekazałem Mu swoje uwagi, co do pewnych nieścisłości i (według mojej oceny) błędnej interpretacji przez Niego faktów (z których, zdaje się, częściowo skorzystał, bo w niektórych miejscach zmienił tryb twierdzący na przypuszczający, pewne zaś fragmenty pominął), pozwolę sobie na zwrócenie Tobie i PT Czytelnikom Twojego Serwisu uwagi na pewne istotne szczegóły tej sprawy, zwłaszcza, że mogą pojawić się dalsze, sprowokowane tym artykułem komentarze, jak np. komentarz Pana Aleksandra Goska.
Z faktami się nie dyskutuje, ale można, a czasami wręcz należy, nie zgodzić się z ich tendencyjną interpretacją.
Pan Ryszard Plutecki pisze:
„na dowód czego ukazał zdjęcie kpt.Prechitko ze zdobytą “bursztynową komnatą” w towarzystwie załogi i m.in. kapitana “Daru Pomorza” ( słynnego “znaczy kapitan”) Konstantego Maciejewicza.”
Oczywisty błąd, wykazany już przez Pana Witolda Rucińskiego w komentarzu do omawianego artykułu – Autor artykułu myli dwie dobrze znane postacie z polskiej historii.
Pan Ryszard Plutecki pisze:
„pisze to ukryty za pseudonimem “Observer” dziennikarz , który na pewno nie był w tym czasie w Kilonii ( co wynika z samej relacji) , a wiadomości otrzymał i opisał również z niezidentyfikowanego źródła ( którym najpewniej był sam T.Prechitko, a nie można wykluczyć , że T.Prechitko był również autorem tekstu podpisanym jako “Observer”).”
Czy zwrócili Państwo uwagę na zupełny brak logiki w tym fragmencie? Według Pana Ryszarda Pluteckiego „Observer” na pewno nie był w tym czasie w Kilonii, ale, według Pana Ryszarda Pluteckiego jednocześnie nie można wykluczyć, że „Observer”, to kpt. Prechitko, który w tym czasie niewątpliwie był w Kilonii...
Pan Ryszard Plutecki pisze:
„1) jak to możliwe, żeby takie słynne regaty zostały kompletnie przemilczane przez fachową prasę sportową ( “Przegląd Sportowy”) i lokalny dziennik ( “Gazetę Gdańską”) ? Przecież ta prasa, w tym ogólnopolska, powinna piać z patriotycznego zachwytu nad tym zwycięstwem “Korsarza” , powinna zorganizować “red carpet” dla zwycięzcy po powrocie, a zdjęć kpt.Prechitko z pucharem i “Durerem” powinno być setki. Każdy z załogantów “Korsarza” powinien mieć swoje zdjęcie z tą nagrodą i trzymać je dla potomnych jak relikwie. To dlaczego nie ma żadnego innego zdjęcia nagrody poza tym jednym i jedynym zrobionym na pokładzie “Daru Pomorza” na początku sierpnia 1936 roku ?”
Sarkazm tu jest nie całkiem na miejscu – regaty pełnomorskie zorganizowane, jako międzynarodowa impreza towarzysząca Olimpiadzie miały na pewno konkretne znaczenie, sportowe i propagandowe – w końcu kpt. Tadeusz Prechitko za zwycięstwo w nich otrzymał w nagrodę Kronenkompass (nie wnikając jeszcze, czy jako przechodnią, czy na własność) – jest przecież fotografia i potwierdzający artykuł w prasie gdańskiej.
Dlaczego polskojęzyczna prasa Wolnego Miasta Gdańska i prasa polska nie pisały o tej imprezie? Nie wiem tego na pewno, mogę tylko przypuszczać, że nie doceniała tych faktów, co zdaje się potwierdzać notatka „Observera”, ale pozwolę sobie na proste pytanie: Ile miejsca, przy dzisiejszych możliwościach przesyłu informacji tekstowych i zdjęć, we wszystkich dzisiejszych mediach drukowanych i elektronicznych zajmują informacje o sukcesach Polaków w pełnomorskich rejsach? Poza prasą fachową są to śladowe informacje.
Zwracam uwagę, że znana jest tylko ta jedna fotografia z „Daru Pomorza”, ale nie wiemy też o żadnych innych fotografiach z wręczenia nagród – fotografiach wykonanych przez niemieckich, polskich i zagranicznych dziennikarzy, którzy przecież musieli być obecni podczas wręczenia nagród. To kpt. Tadeusz Prechitko, a nie ktoś inny trzyma w rękach Kronenkompass, a nie coś innego – to musiała być gratka dla ówczesnych fotoreporterów, ale jest tylko ta jedna fotografia... Wiadomo też, że nie od dziś przechodnie Kronenkompassy wręczane są ich zdobywcom w sali Kilońskiego Jachtklubu, skąd więc wzięło się zdjęcie zwycięzcy z Nagrodą na „Darze Pomorza”, skoro puchar przechodni nie opuszcza nigdy siedziby klubu?
Brak innych fotografii wykonanych podczas samej ceremonii wręczenia nagród można wytłumaczyć tym, że zaginęły podczas II Wojny Światowej. Po stronie polskiej, fotografii nagrody nie musiało być bardzo wiele, bo w latach 30. XX wieku fotografia była jednak pewnym luksusem, a wykonane zdjęcia mogły zostać zniszczone, jak cały prawie Gdańsk i Warszawa, podczas II Wojny Światowej. Niestety – o ile nie znajdziemy innych, niezbitych dowodów, nic więcej na ten temat powiedzieć nie możemy.
Pan Ryszard Plutecki pisze:
„Dlaczego od roku 1936 do roku 1972 nikt nie pisal o zwycięstwie “Korsarza” ?
Ciekawą rzeczą jest również fakt milczenia polskiej prasy na temat tych regat. Jedna i jedyna informacja o tych regatach, jak wspomniałem wyżej, ukazała się w roku 1936 w “Sporty Wodne”. A potem, przez 36 lat było całkowite milczenie i nagle dopiero w roku 1972 ( i później) nastąpił wysyp artykułów na temat. “ Dziennik Bałtycki” nr 174 z dnia 23/24 lipca 1972 ( Biblioteka Narodowa sygn. mf 50148) podaje, że nagrody ufundowane przez 3 mecenasów i “nie zostały w ostateczności przekazane Polakom”. Również środowisko żeglarskie tuż po wojnie nic nie wiedziało ( albo tylko nieliczni) o regatach Sopot-Kolonia i - oczywiście - nic o zdobytym pucharze, rzekomo zrabowanym przez hitlerowców Nie wiedział nic o tym np.Czesław Marchaj, słynny autor książek żeglarskich, który w latach 1945 ~ 1949 mieszkał w Sopocie i razem z olimpijczykiem Juliuszem Sieradzkim był współwłaścicielem jachtu “Przygoda”, a przecież powinien o tym wiedzieć np. od Sieradzkiego, gdyby rzeczywiście tak wartościowy puchar był zdeponowany w Gdańskim PKM do wybuchu wojny. Na pytanie dlaczego było 36 lat milczenia ( między 1936, a 1972) jedyna logiczna odpowiedź wydaje się być tylko jedna: poumierali świadkowie wydarzeń, którzy mogliby zaprzeczyć dotarciu nagrody ( nagród) do Gdańska.”
Już podczas wymiany korespondencji zwróciłem Panu Ryszardowi Pluteckiemu na to uwagę:
W 1972 roku, po 36 latach, po raz pierwszy po tak długim czasie, Niemcy (ówcześnie zwane u nas RFN) były gospodarzem Olimpiady i po 36 latach kpt. Tadeusz Prechitko ponownie poprowadził jacht „Korsarz” do Kilonii, gdzie odbywały się regaty olimpijskie – to dlatego prasa polska ponownie zwróciła uwagę na regaty z 1936 roku (płynęły z nim równolegle także inne jachty z Polskiego Klubu Morskiego). Trudno się więc dziwić, że na krótko dawny fakt stał się znowu istotny i zagościł na łamach gazet. Raczej niezmiernie dziwnym byłby fakt przez 36 lat utrzymywania na łamach prasy informacji o czyimkolwiek zwycięstwie w jakichkolwiek, nawet najważniejszych w świecie, regatach. Prasa, nawet reżimowa, o ile ma taką możliwość, opisuje raczej wydarzenia bieżące. Sprawa przeinaczania faktów przez prasę (zarówno z powodów propagandowo-cenzuralnych, jak i rzetelności dziennikarskiej) ma już odrębne znaczenie i odrębne przyczyny. Można w historii prasy znaleźć setki przykładów, że zawarte w niej informacje nie są w 100% rzetelne pod względem faktograficznym. Taka jest specyfika prasy, że posługuje się czasami informacjami z różnych źródeł, niekoniecznie sprawdzając je, czasami również przeinacza fakty dostosowując do aktualnych potrzeb, a czasami również ulega dyspozycjom władz i cenzury. Prasa Wolnego Miasta Gdańska, polska prasa okresu międzywojennego, prasa Niemiec hitlerowskich i prasa polska lat 1970. nie były pod tym względem żadnymi wyjątkami. Nie jest też wyjątkiem współczesna prasa polska. Pamiętajmy też o tym, że informacje prasowe o faktach z przeszłości nie muszą wcale być opierane na opracowaniach naukowych.
Warto tu, w tym kontekście, zastanowić się również jeszcze nad notatką „Observera” w „Sporcie Wodnym” – nie jest ona niczym wyjątkowym w praktyce prasowej, w której oprócz normalnych wiadomości agencyjnych oraz podpisanych przez własnych korespondentów, zamieszcza się podpisane pseudonimem informacje z tzw. niejawnego źródła. Wszelkie sugestie, co do źródła tej informacji, są jedynie domysłami – tak długo dopóki nie będą ujawnione oczywiste dowody. Można jedynie przypuszczać, że źródło tej informacji pochodziło z kręgu osób uczestniczących w owych regatach lub ich znajomych – nic więcej. Źródłem informacji mogła być więc każda osoba z załogi „Korsarza”, spośród opiekunów załogi, a nawet oficerów „Daru Pomorza”, ale nie wiemy tego na pewno.
To, że Pan profesor Czesław Marchaj nie znał żadnych informacji o przedwojennych losach Kronenkompassu, jako nagrody w regatach Sopot-Kilonia, nie jest dowodem na to, że jej nie było. Z tego, co wiem, to Pan profesor Czesław Marchaj zainteresował się żeglarstwem dopiero w latach okupacji, by zostać później znanym regatowcem, a wreszcie wybitnym i słynnym w Świecie naukowcem z zakresu hydro i aerodynamiki jachtów i teorii żeglowania.
Co do tezy Pana Ryszarda Pluteckiego, jakoby do 1972 roku wymarli wszyscy świadkowie wydarzeń z 1936 roku – jest to ewidentna nieprawda!!! Oczywiście, spora część świadków zmarła lub zginęła podczas II Wojny Światowej, ale wielu wciąż żyło – dość powiedzieć, że sam kpt. Tadeusz Prechitko w 1972 roku miał tylko 59 lat. Starsi uczestnicy po około 80-90 lat. Skąd ta pewność, że nie istnieją dziś jeszcze żyjący świadkowie (np. członkowie PKM)(sic!) - trochę młodsi od kpt. Tadeusza Prechitko, mieliby dziś po około 90 lat i mogliby pamiętać tamte czasy???
Otóż żyje jeszcze przynajmniej jeden świadek tamtych wydarzeń, znany żeglarz PKM kpt. Jerzy Pettke (ma 88 lat i był na starcie regat Sopot-Kilonia w 1936 roku). Z dostępnych Jego wcześniejszych relacji można się dowiedzieć, że są one zbliżone do podanych przez kpt. Tadeusza Prechitko – przynajmniej w części są one dostępne publicznie np. tu:
http://absolwenciwshm-wse-ug.univ.gda.pl/wshm/pettke/ulthm1.htm
http://absolwenciwshm-wse-ug.univ.gda.pl/wshm/pettke/image7.htm
Czyżby więc istniała zmowa wśród kapitanów PKM???!!!
Drogi Don Jorge i PT Czytelnicy SSI – sugestia, że ktokolwiek mógłby celowo w tej sprawie kłamać jest wysoce krzywdząca wobec ludzi, bohaterów tamtych wydarzeń, którzy dziś sami nie mogą się już bronić. Ale najważniejsze, z punktu widzenia rzetelności badań historycznych, jest to, że sugestia ta jest jedynie domysłem Pana Ryszarda Pluteckiego i nie została poparta żadnym ewidentnym dowodem.
Pan Ryszard Plutecki pisze:
„Dlaczego kpt.Prechitko świadomie podał nieprawdziwe informacje o dwóch nazwiskach występujących na zdjęciu ? Trudno powiedzieć z całą pewnością, ale wydaje się bardzo prawdopodobne, że to zdjęcie pokazuje sportową i koleżeńską atmosferę tych regat, a to by zaprzeczało późniejszemu opowiadaniu kpt. Prechitko o nieprzychylności organizatorów, wręcz wrogiej atmosferze spowodowanej porażką niemieckiego faworyta w regatach i złości propagandy hitlerowskiej z tego powodu oraz o niespodziewanej ceremonii wręczeniu nagrody, w której on sam rzekomo nie brał udziału, a co też mogło by świadczyć o wrogiej postawie organizatorów.”
I znowu Pan Ryszard Plutecki sugeruje celowe kłamstwo kpt. Tadeusza Prechitko nie mając na to żadnego niezbitego dowodu – to jest jedynie Jego domysł przeciwko osobistej relacji kapitana , której oryginalnej i pełnej treści przecież nie znamy - niech więc domysłem pozostanie, bowiem w cywilizowanym świecie, przy braku ewidentnych dowodów, należy unikać oskarżeń. Kto jest na rzeczonej fotografii oprócz kpt. Prechitko, kmdra Ziółkowskiego, kmdra Kosianowskiego i komendanta „Daru” Maciejewicza? Być może są to osoby zidentyfikowane przez informatorów Pana Ryszarda Pluteckiego, ale nie jest to żaden dowód na celowe poświadczenie nieprawdy przez kpt. Prechitko.
Sprawa przekształcania i błędnego podawania nazwisk: Nie wydaje mi się to czymś wyjątkowym, bardzo często się z tym spotykamy, zarówno w źródłach pisanych, jak i w normalnym życiu (np. u części mojej rodziny zgubiono z nazwiska jedną literę „n”, a dzieci tego samego ojca pisały swoje nazwisko różnie, bo różnie zapisano im je już w ich metrykach, ale to wcale nie jest ani odosobniony, ani najbardziej spektakularny przypadek) – również w swoim artykule Pan Ryszard Plutecki zniekształca nazwisko Pani Miry Urbaniak pisząc:
„No dobrze, ale co z tym Kronenkompass-em, który hitlerowcy ukradli w dniu ( czyli pierwszym dniu) wybuchu wojny z PKM - jak chce kpt.Prechitko. Albo - który nigdy nie dotarł do Gdańska - jak pisze Mira Urbańska.”
Poza tym, nazwisko Pana kpt. Rafała Krause, Autor omawianego artykułu cały czas pisze „Krauze”.
Pan Ryszard Plutecki sugeruje, że wiedza o zwycięstwie „Korsarza” była świadomie przemilczana przez uczestników pomiędzy rokiem 1936, a 1972 – częściowo już to wyjaśniłem wyżej, przypomnę jeszcze, że przez wiele lat w Polsce było mnóstwo innych, o wiele bardziej istotnych spraw zajmujących zarówno dziennikarzy prasowych, jak i historyków, ale proszę pamiętać, że np. (pisałem to już w e-mailach podczas dyskusji Autorem artykułu) informacja z książki Włodzimierza Głowackiego „Wspaniały świat żeglarstwa” (pierwsze wydanie), którą wydano w roku 1970 (!), musiała być przez jej autora uzyskana sporo wcześniej, biorąc pod uwagę bardzo długotrwały proces wydawniczy dla tego rodzaju pozycji książkowych (i książek w ogóle) w tamtych czasach. Istniała również wśród żyjących (również wśród żyjących jeszcze do dziś – sic!) świadków.
Nie jestem może wystarczająco bystry, ani nie posiadam też odpowiedniego warsztatu historyka (bo nim nie jestem), by móc wyłapać szybko wszystkie nieścisłości w omawianym artykule, ale pozwolę sobie jeszcze na generalną uwagę:
Rzetelność historyka, na którą powoływał się podczas wymiany e-maili Pan Ryszard Plutecki, nie powinna pozwolić Mu na arbitralne sądy oraz na snucie domysłów na podstawie zebranych materiałów poza to, co rzeczywiście ustalił. Na początku swych badań Pan Ryszard Plutecki postawił pewną hipotezę, którą starał się udowodnić. Odkrył kilka istotnych faktów i dokonał próby ich uporządkowania, ale, moim zdaniem, żaden prawdziwy historyk-naukowiec na ich podstawie nie powiedziałby, że kpt. Tadeusz Prechitko celowo poświadczał nieprawdę, lub, że ten Kronenkompass był nagrodą przechodnią, która (jak Kronenkompass, który przyznano Kusznierewiczowi i Życkiemu) nigdy nie opuszcza swojej macierzystej siedziby – na jakiej podstawie mogła więc powstać fotografia z pokładu „Daru”? Również Niemcy nie mają danych na temat tej konkretnej Nagrody, skąd więc Pan Ryszard Plutecki może być tego pewien? Na podstawie zebranych faktów możemy jedynie powiedzieć, że nie jesteśmy w rzeczonej sprawie wielu rzeczy pewni. Istnieje ewidentnie ogromne zamieszanie i mnóstwo nieścisłości wśród dostępnych informacji, ale naukowa rzetelność historyka (którym, według mojej wiedzy, Autor omawianego artykułu nie jest) może pozwolić jedynie na konkluzję, że w obecnej chwili sprawy nie można ostatecznie wyjaśnić z powodu braku odpowiednich źródeł, upływu czasu i zawodności ludzkiej pamięci.
Don Jorge!
Newsem autorstwa Ryszarda Pluteckiego wsadziłeś kij w mrowisko. Niestety z przykrością stwierdzam, że kij jest troszkę „nie taki”. Fajnie jest, jeśli w mediach pojawiają się nowe nieznane fakty, nowe hipotezy, nowe dowody, jeśli nasza wiedza o świecie ulega poszerzeniu. Gorzej, gdy mamy interpretację faktów pod z góry założoną tezę, połączoną z niechlujstwem. Coś mi to przypomina...
Krótko mówiąc Ryszard Plutecki niczego nie udowodnił, nie postawił nawet uzasadnionej wątpliwości. Wykazał się tylko niechlujstwem – błędy w nazwiskach, niewiedzą – pomieszanie „Macaja” ze „Znaczy Kapitanem” i, chyba, złą wolą – informacje o korespondencji z Piotrem Mroczkiem oraz przedewszystkim interpretacja wydarzeń bez dania temu podstaw w faktach.
Nie posiadam dostatecznej wiedzy i warsztatu historycznego, by zająć się szczegółową polemiką, więc tylko jeden drobiazg. Jak można wyjaśnić rzekomą prasową zmowę milczenia trwającą do 1972 roku? Przypomnijmy, że tzw. normalizacja stosunków z RFN nastąpiła w grudniu 1970, potem minął tylko jeden sezon żeglarski i zrobił się rok 1972 – pierwsza okazja do zaistnienia wydarzeń pozwalających wrócić mediom do historii „Korsarza”. Po co wymyślać spiskowe teorie dziejów? Przy okazji: w roku 1972 żyło wielu ludzi pamiętających lata przedwojenne, między innymi cieszył się jeszcze dobrym zdrowiem przywoływany w dyskusji Juliusz Sieradzki.
Andrzej Colonel Remiszewski
Do Durera wrócę póżniej
KORSARZ - Kieler Woche - kpt Ludwig Schlimbach – puchar przechodni
„Gazeta Gdańska” nr 128 z 12 czerwca 1936 r. str 5 „ Korsarz w drodze do Kilonji
W sobotę o godz.16 opuścil port gdański udając się na oficjalne zaproszenie niemieckiego Związku Żeglarskiego na wszechniemieckie regaty żeglarskie w Kilonji , Yacht Polskiego Klubu Morskiego w Gdańsku „Korsarz”. Kapitanem yachtu jest p. Kom. Ziółkowski załogę stanowią: p. Major Krzyżanowski, specjalny wysłannik „Gazety Gdańskiej”, p. J.Miecznikowski, pp. Szajba i Olszewski. Na regatach wszechniemieckich oficjalnie reprezentować będzie Polski Klub Morski wicekom. Klubu p. pułk. Rosner”
Udział "Korsarza" w regatach wzbudził duże zainteresowanie. Organizatorzy testowali dwa nowe porty jachtowe ( Hindenburgufer , Revenntloubrucke ) wybudowane przaz miasto Kiel w związku z organizacja Olimpiady. Wystartowało 30 jachtów z 14 państw na trasie Kiel-Warnemunde i Sonderburg-Kiel oraz 50 załóg w mniejszych klasach. Dla władz PKM
był to rekonesans po którym Kom. T. Ziółkowski konsekwentną postawą (PKM zamówił jacht klasy 6-R za 12.923 Gld Gd, wodowany 11 maja 1936 r , nazwany imieniem córki T Ziólkowskiego DANUTA-24 maja , testowany w regatach na Zatoce Gdańskiej 23 lipca i wysłany statkiem na Igrzyska Olimpijskie w Kilonii, gdzie pod kpt Januszem Zalewskim .. ) doprowadził do udziału polskich żeglarzy na Olimpiadzie w 1936r. i był kierownikiem polskiej ekipy żeglarskiej co będzie miało istotny wpływ na losy Nagrody Korsarza.
Wracając do Kiler Woche i „Schlimbach-Preis” wg posiadanych informacji w PKM o olimpijskich konkurentach Korsarza należy podać, że „Stortebecker II” pod Kpt Ludwigiem
Schlimbachem odnotował rekordowe (31 dni 18 godzin ) przejście trasy regat Newport – Bergen ze startu 8 lipca 1931 roku. Dalsze atlantyckie wyczyny żeglarskie spowodowały że zaplanowano Atlantyckie regaty w 1936 roku na trasie Newport-Cuxhaven
z Atlantyckim żeglarzem Kpt Schlimbachem, jaki był efekt w 1936 roku, to już osobny, bardzo ciekawy rozdział i w innym czasie.
Podaję te informacje by wykazać, że pretendentów do „złotej korony kompasowej” głównej
Nagrody 50 lecia Niemieckiego Związku Żeglarskiego w 1936 roku było z różnych akwenów więcej.
Gwiażdziste doolimpijskie regaty do Kilonii w 1936 r zaplanowano z wielu, może 5 kierunków z okazji Jubileuszu 50 lecia DSV i Olimiady ( 5 kół ). Firma jubilerska p. Hansena
Wykonała przed II wojną światową 5 „Kronenkompassów” ale tylko jeden ze szczerozłotą koroną, gwiaździste regaty w 1936 .. itd–
Stop , wkraczam w sferę mitów. Inni lepiej w tej roli Wypadają.
Wracając do Kpt L. Schlimbacha – jak już podano Miasto Kilonia uhonorowało Go w 1937 roku „Kronenkompassem”.
13 stycznia 1949 roku Kronenkompass Kpt. L. Schlimbacha trafia do Kieler Yacht Club
W lutym 1952 władze KYC zadecydowały : „Ludwig –Schlimbach-Erinnerungspreis”
13 stycznia każdego roku w dzień Smierci Schlimbacha KYC itd…
Jest też w KYC od 1987 roku przechodni puchar „Waltera von Hutschler” który nie opuszcza KYC o czym przekonali się 2005 roku pp. Kusznierewicz i Życki.
W dniach 8,9 lutego 1936 roku w siedzibie PKM w Gdańsku przy ówczesnej Neugarten 7 odbyło się Pierwsze Zebranie Klubów Żeglarskich z Gdyni i Gdańska ( polskich i niemieckich ) zorganizowane przez PKM dla omówienia sezonu żeglarskiego 1936 w kontekście Olimpiady. W zebraniu uczestniczyli:
z Gdyni :YKP - p. Wielożyński
OYK – pp. Kpt.Kluczkowski i por. Kornicki
z Gdańska Komandorowie Klubów: Goodewind - p. Lietz
Danziger R.V. – p. Weissig
Meteor - p. Rhode
Akad. Segl.V. – p. Stau
AZM –pp. Strużyna i Stepień
Sekcja Żegl.Korp. “Rozewia”- pp Wolke i Scholba
Morska Druż, Harcer. PKM – p. Prechitko
PKM – p. Kierski
Podczas zebrania ustalono Kalendarz Regat na Zatoce Gdańskiej i udział w regatach Poolimpijskich do Kilonii.
10 marca 1936 Zarząd Kąpieliska Sopot ogłasza w Gazecie Gdańskiej program regat Żeglarskich planowanych na m-c czerwiec od 16 do 26. Przyczem 29-go lipca ma się odbyć
Start jachtow do wyścigu przedolimpijskiego z Sopot do Kilonii.
Dalsze informacje w następnym „wejściu”.
1. Z ciekawoscia przeczytalem na Pana stronie informacje p. Mroczka o pucharze Kronenkompass. Tylko, ze te informacje nic, ale to nic nie dotycza sedna sprawy. Uparcie przypominam, ze sednem sprawy jest zbadanie, czy zdobyty przez kpt.Prechitko puchar Kronenkompass dotarł do PKM w Gdansku w 1936 roku i został skradziony przez Niemców w dniu 1 września 1939. Prawda, czy fałsz ?
2. Z wielką niecieprliwością będę oczekiwał na obiecane przez p. Mroczka informacje o Róży Wiatrów, oryginalnym sztychu Albrechta Durera, stanowiącym - rzekomo - część pucharu. Mam nadzieję, że p. Mroczek przede wszystkim udowodni, że Durer w ogóle wykonał Różę Wiatrów. To jest zasadnicza sprawa. Prawda, czy fałsz ?
3. Jestem niezmiernie ciekaw komentarza p.Mroczka dotyczącego jedynego zdjęcia z pucharem zrobionego na pokładzie Daru. Nazwiska prezentujących się tam osób zostały własnoręcznie opisane przez kpt.Prechitko. A pytanie brzmi: czy stojąca po lewej ręce kpt.Prechitko osoba to 16 letni harcerz Rudolf Pejkert , a po prawej ręce to Paweł Woyke ? Tak te osoby określił kpt.Prechitko. Prawda, czy fałsz ? Przypominam, że ja twierdzę, że zamiast Pawła Woyke na zdjęciu widzimy Kurta Lietz. Woyke, czy Lietz ? Prawda , czy fałsz ?
4. Mam również wielką nadzieję, że p. Mroczek odnajdzie jakąkolwiek informację prasową z 1936 roku, która by jasno przedstawiła, że nagroda dotarła/znajduje się w PKM. Nie wyobrażam sobie, żeby wraz z tą informacją nie pokazano zdjęcia tego wspaniałego pucharu z PKM. Tak więc, proszę o artykuł + zdjęcie, które rozwieje wątpliwości i odpowie na pytanie postawione w pkt.1
5. Jeżeli dobrze rozumiem, to kpt. Krause jest kolegą klubowym p. Mroczka z PKM. Byłbym wdzięczny gdyby p. Mroczek skomentował artykuły p. Krausego , a szczególnie , że "udało się wnieść na pokład statku drogocenny kompas i wywieźć do Gdańska”.
Serdecznie pozdrawiam,
Ryszard Plutecki
Kol Rafał Krause sam niebawem ukoi Pana zniecierpliwienie. Statut Polskiego Klubu Morskiego nakazuje nam, edukację morską z naciskiem na historię żeglarstwa. Nie ukrywam, że z uwagi na poczytność Strony, takiej okazji zmarnować mi nie wypada. Błędy i krzywdzące PKM ustalenia spowodowały, że podjąłem się podawania faktów do wiadomości w zgodzie z prawda historyczną, by zainteresowani mogli wybierać między faktami, a manipulacjami.
Piotr Mroczek
Panie Jerzy,
nieoczekiwanie zostałem wywołany do tablicy przez p. Roberta Hoffmana,
który wymienia w swej ripoście moje nazwisko w wątpliwym kontekście.
Otóż czułem się uprawniony do takiego skomentowania dociekań p.
Pluteckiego nt. "Korsarza", gdyż uważam, że swoje wywody oparł on na
solidnych podstawach. Jego wersja wydarzeń jest w mojej opinii
wiarygodna w generaliach, zgodna z logiką i poparta przekonującymi
argumentami. Co do detali i interpretacyjnych sformułowań - sam
napisałbym to może nieco inaczej, zachowując jednak wymowę tekstu. Po
lekturze wiem już w jakich ostatecznie regatach uczestniczył "Korsarz",
z jakimi wynikami, jestem przekonany, że wersja p. Pluteckiego opisująca
losy nagrody także opatrzona jest wiarygodną argumentacją, a Róża
Wiatrów dzieło Durera to mit. Niestety dużą rolę w zagmatwaniu historii
odegrał sam bohater - kpt. Prechitko. Motywacje kapitana kładę na karb
ludzkiej słabości prezentacji własnych dokonań w lepszym,
podkolorowanym, bardziej efektownym świetle. W swojej praktyce
dziennikarskiej miałem z tym zjawiskiem do czynienia nagminnie.
Zbierałem wprawdzie relacje głównie marynarzy, uczestników II wojny
światowej, ale zjawisko jest uniwersalne,dotyczy także żeglarzy i jak
pozwoliłem sobie napisać nie jest domeną naszych, zmaterializowanych
czasów.
Na marginesie - pracując ongiś w miesięczniku "Morze" byłem świadkiem
zmagań mojego szefa red. Jerzego Micińskiego o prawdę nt. początków
rejsu Władysława Wagnera. Miciński nie interesował się historią
polskiego żeglarstwa, ale pisząc o polskich jednostkach pomocniczych i
specjalnych natknął się na historię jachtu "Zorza" (dawniej stateczku
dozorowego rybołówstwa), który za sprawą W.Wagnera zmienił się w
"Zjawę". Uprowadzenie przez gdyńskiego żeglarza jachtu swoich
kolegów-harcerzy, przez nich samych i właścicieli jachtu zostało ukryte.
Nie chcieli by fakt ten kładł się cieniem na ambitnej wyprawie Wagnera.
Zobowiązali się do milczenia. Prawda po dziesięcioleciach zaczęła jednak
wypływać.Nikt już jednak nie miał o to do Wagnera pretensji, miał już
swoje miejsce w historii. Jednak on sam nigdy się do uprowadzenia
"Zorzy" nie przyznał. Pierwsze zatajenie pociągnęło za sobą kolejne już
niestety fałszerstwa historii i groźby pod adresem mówiących inaczej.
"Obrońcy" Władysława Wagnera zorganizowali nawet swoisty sąd nad
Micińskim, a Komisja Historyczna PZŻ wydała w 1988 r. kuriozalne
oświadczenie o jedynej słusznej prawdzie i oszczercach szkalujących imię
zasłużonego żeglarza. Dzisiaj metamorfoza "Zorzy" w "Zjawę" jest
oczywistością (patrz chociażby "Żagle" 12/2009), ale nikt nigdy nie
odbierał Władysławowi Wagnerowi miejsca w naszej historii, tak jak nikt
nie zamierza odbierać zasłużonego miejsca w historii polskiego
żeglarstwa kpt. Prechitce. Warto jednak wiedzieć jak było naprawdę.
Dzisiaj dzięki p.Pluteckiemu wiem. Wiem również ,że nieco wygłupiłem się
apelując na antenie TVP o szukanie cennego trofeum(z Durerem włącznie!)
zrabowanego przez hitlerowców.
Trochę się rozpisałem i na zakończenie raz jeszcze powtarzam nieco
zmodyfikowaną tezę swojego komentarza - nie warto kolorować historii w
imię bycia bardziej "bohaterskim" - prawda, tak jak w tym wypadku, była
dostatecznym powodem do dumy.
I na zakończenie - podzielam głos gospodarza tego forum - szukajmy
prawdy, ale nie strzelajmy do siebie zbyt ostrą amunicją.
pozdrawiam
Aleksander Gosk
Szanowny Panie Ryszardzie Plutecki
„Rewizjonizm historyczny” nie jest domeną li tylko polityków.
Odkrywanie nieznanych epizodów z historii m.in. naszego narodu jest rzeczą istotną i potrzebną. Prawda niekiedy nie jest jednoznaczna (o czym dowiadujemy się już na kartach Biblii od prokuratora rzymskiego Poncjusza Piłata). Dociekania, drogi do obiektywnego opisu stanu rzeczy są tym trudniejsze im większy konflikt interesów i emocje miedzy zainteresowanymi tematem badaczami jak i odleglejszy czas zacierający ślady i eliminujący naocznych świadków. Jednak rzeczą istotna jest aby dochodzić najbliżej i najbardziej obiektywnie jak tylko można do zagadnień teraźniejszości jak i przeszłości (bo ona pozwala wyciągać wnioski na przyszłość). To truizm ale i istotna kwestia (zacytuje historyka prof. Istvana Deak’a z Uniwersytetu Columbia w Nowym Yorku) – „Nie wolno ignorować historii tylko dlatego, że źródła nam się nie podobają”. To zapewne przyświecało także Mariuszowi Borowiakowi czy Mariuszowi Wójtowiczowi Podhorskiemu kiedy od 2000 roku zaczęli w swoich opracowaniach rzetelnie obalać wiele mitów związanych np. z obroną Westerplatte, Helu, ORP „Orła”.
My Gdańszczanie także dopiero od niedawna poznajemy nieznane fakty z wojennej i powojennej historii swojego miasta. Ja osobiście jestem także pasjonatem edukacji regionalnej naszej „Małej Ojczyzny”. Staram się ją przybliżać w jak najbardziej obiektywny sposób gdyż historia Gdańska (ale i regionu) od wieków była wielo kulturowa, wielo narodowa i wielo religijna, to jednak do lat 30-tych XX wieku nie wpływało zasadniczo na wzajemny stosunek mieszkańców tej samej Ziemi Pomorskiej.
Poznawanie dziejów żeglarstwa jak Pan zapewne się przekonuje jest rzeczą pasjonująca i wymagającą dużego nakładu czasu, cierpliwości, rzetelności i pokory. Ferowanie ostatecznych wyroków dotyczących przeszłości jest nieodpowiedzialne i nierozsądne gdyż dla niejednego badacza zagadnienia kończyło się ostatecznie konsternacją czy zburzeniem misternie stawianych hipotez.
Pana badania czy też dociekania dotyczące prawa Polskiego Klubu Morskiego czy też bardziej ich brak do prestiżowej głównej nagrody regat przedolimpijskich roku 1936, są zdeterminowane niestety na udowodnienie za wszelką cenę własnej hipotezy.
Odpowiedź na Pana pytanie zasadnicze do czytelników SSI, na postawioną „hipotezę” - cyt. ”Chciałem prosić uczestników dyskusji o ograniczenie tematu do kwestii samego pucharu. Był w Gdańsku i został skradziony przez Niemców ? Prawda , czy fałsz ?”, … wydaje się być dla Pana już zbędna…
Pan już kategorycznie stwierdził i zawyrokował cyt.:„I tak zakończyłem swoje dociekania. Historia “żeglarskiej bursztynowej komnaty” to polska fantazja ułańsko-żeglarska. Dla uprawdopodobnienia podlana wojennym antyniemieckim sosem i nadętym pseudopatriotyzmem. Faktycznie zdobyty przez “Korsarza” puchar Kronenkompass nigdy nie dotarł do Gdańska , bo był pucharem przechodnim i dlatego w ostateczności nie został Polakom przekazany. Cała historia o jego kradzieży przez hitlerowców z PKM to wielki mit, wielka blaga. Hitlerowcy nie ukradli Kronenkompassu z PKM, bo tam go nigdy nie było.”
Wykazał się Pan również w swoich „zakończonych dociekaniach” w temacie wiedzą wyrywkową oraz brakiem niezbędnej badawczej rzetelności i obiektywności.
Pana interpretacje wydarzeń, cyt. „…//Wyjaśnienie kpt. Krauze, że na “Dar Pomorza” “udało się wnieść na pokład statku drogocenny kompas i wywieźć do Gdańska” (www.dobrapraktykazeglarska.pl , nr 3 z września 2009, strona 38) , bo rzekomo Niemcy to uniemożliwiali ze względów celnych - bo puchar był ze złota (prawdopodobnie pozłacane srebro – przypis autora), - jest zakamuflowanym tłumaczeniem, że nagroda ta została po prostu Niemcom skradziona i przeszmuglowana przez “Dar Pomorza” z Kilonii do Gdańska. Nie wyobrażam sobie, żeby kpt.(“Daru Pomorza”) Konstanty Maciejewicz mógł się zgodzić na taką - de facto - kradzież. Jest skończoną naiwnością sądzić, że Niemcy nie zapobiegli by tej kradzieży przez zatrzymanie “Daru Pomorza” tuż po jego odpłynięciu/ucieczce z Kilonii, na redzie Gdańska i/lub odebranie zagrabionej nagrody w samym Gdańsku. Kpt. Krauze ( z Gdańska) zapomina, że w Wolnym Mieście Gdańsk istniał parlament, który nazywał się Volkstag, językiem urzędowym był język niemiecki, ludność polska liczyła ok. 10 % mieszkańców, a gdańska policja nazywała się Schutzpolizei (Schupo) i nie musiałaby czekać od (1936 do 1939 roku) na wybuch wojny, żeby odebrać nielegalnie wywiezione trofeum z gabloty PKM.//…” jest niestety nieuprawnionym manipulowaniem faktami i wypowiedziami z Pana strony pod swój „wniosek finalny”.
Fakty są takie (także w interesującym Pana zagadnieniu) dot. przewiezienia i posiadania przez PKM najcenniejszego z kilku, tzw. „złotego" Kronenkompassu), iż w swoim ostatnim artykule w „DPŻ” z 3 września 2009 roku opisałem (nie uniknąwszy niestety błędów w nazwisku czy nazwie jachtu ale nie w kwestiach zasadniczych) wydarzenia znane mi z relacji pisemnych zarówno naocznych świadków (kpt. kpt. Tadeusza Prechitko i Jerzego Pettke) jak i relacji ustnej nestorów żeglarstwa w PKM (np. kpt. Zimnickiego) o oczywistej i powszechnej wiedzy od kilkudziesięciu lat wśród członków klubu w sprawie historii s/y Korsarza, jego zwycięstwa oraz nagrody zdeponowanej w lokalu klubu przy ówczesnej ulicy Neugarten 7 w „Freie Stadt Danzig”… toteż gdańska policja nazywana Schutzpolizei (Schupo),także nie miała z tego powodu prawa zagarnąć „legalnie”, prestiżowej nagrody polskich gdańskich żeglarzy.
Okazją do „legalnego” przejęcia wyposażenia lokalu klubowego PKM wraz z budynkiem i jachtami (w tym „Korsarza” przechrzczonego na „Paula Benecke” przez nowego armatora – Danziger Seeklub SS und Polizei), dało jej dopiero zarządzenie gauleitera Alberta Forstera z dnia 10.09.1939 roku o przejęciu przez Niemców majątku polskiego na obszarze Freie Stadt Danzig, włączonego inną „legalną” decyzją z 01.09.1939 roku parlamentu gdańskiego, który nazywał się Volkstag, do granic III Rzeszy… (o czym informuje m.in. „Danziger Neueste Nachrichten” nr 21 z dnia 25.01.1940 roku.
Niech Pan stara się nie szafować niepotrzebnie zwrotami "nadętego pseudopatriotyzmu" czy "wojennego antyniemieckiego sosu", bo uświadamiam Pana ,iż nawet w trakcie wojny zdarzały się opisane przez uczestników i świadków (np. w Gdyni podczas fali aresztowań lat 1939-40), niezwykłe przypadki wzajemnej solidarności środowiska żeglarskiego i pomocy nawet ze strony niemieckich żeglarzy (będących funkcjonariuszami policji czy NSDAP) dla polskich przedwojennych kolegów i rywali z regat...
Niestety wielu z polskich żeglarzy zapłaciło też cenę najwyższą za swoje przekonania i postawę patriotyczną jak np. kmdr PKM Tadeusz Ziółkowski. Opisanie tego w artykułach wydawało mi się pozbawione „nadętego pseudopatriotyzmu”…
Co do jednoznacznego oświadczenia dot. faktu LEGALNEGO posiadania przed wojną tzw.„złotego” Kronenkompassu przez Polski Klub Morski, to zostanie ono opracowane w stosownym czasie przez zespół komisji historycznej PKM z udziałem naocznych świadków i w oparciu o zachowane dokumenty. Nikt tego faktu od 74 lat nie kwestionował i aby to czynić trzeba posiadać "żelazne" dowody a nie przypuszczenia. PKM nie musi niczego obecnie udowadniać.
Jednak pana poszukiwania i stawiane karkołomne zarzuty (odebrane przez kolegów klubowych jako pewien rodzaj prowokacji) zmobilizowały komisję historyczną seniorów PKM do działań w celu jednoznacznego wyjaśnienia sprawy na wypadek gdyby jednak w nieodległym czasie „prechitkowy” Kronenkompass „wypłynął” nagle (na co liczymy) na zagranicznym portalu aukcyjnym lub w inny sposób umożliwił działania rewindykacyjne, bo pozostajemy w nadziei, iż nie został jednak zniszczony w czasie wojny.
Co do oświadczenia ostatniego żyjącego świadka wydarzeń związanych z wywiezieniem Kronenkompasu z Kilonii na pokładzie „Daru Pomorza” i afery celnej z tym związanej to odsyłam m.in. do wywiadu z kpt. Jerzym Pettke z 2000 roku w Dzienniku Bałtyckim (zamieszczonym także na stronie http://absolwenciwshm-wse-ug.univ.gda.pl/wshm/pettke/image7.htm, podanej już uprzejmie przez Roberta Hoffmana. Ibidem m.in. „lansowana” jest „criminal story”
Także o imputowanym mi przez Pana rzekomym, cyt.…//"criminal story" lansowanej przez kpt. Krause w sprawie pucharu . Przecież jego opowieść o kradzieży pucharu obraża wszystkich polskich żeglarzy. I nikt nie protestuje”…// Czytelnicy SSI, jak przypuszczam wyrobili sobie własne zdanie dlatego nie wiem jakiego rodzaju protestów i komentarzy Pan oczekuje?
Tak więc rzekoma „Criminal Story”, "lansowana" rzekomo czy na stronie SSI czy w artykule „DPŻ”, jest tylko Pana wymysłem i przykro mi, że tak łatwo i kategorycznie wyraża pan swoje opinie jako rzekome fakty…
Proszę przyjąć ,iż w historii Polskiego Klubu Morskiego (jednego z najstarszych polskich klubów żeglarstwa morskiego), zarówno od założenia w 1922 jak i od roku regat w 1936, nie „lansuje” się jednak przez zarówno dawnych jak i obecnych żeglarzy klubu, przekazu opartego na „żeglarsko – ułańskiej fantazji, micie i bladze”…
Kreując takie kategoryczne zarzuty wystawia sobie Pan sam opinię…
Żeglarze nie powinni tak postępować ale nie wiem nawet czy Pan nim jest...
Więcej pokory i świadomości, iż nie można w analizowaniu dokumentów wykluczyć iż w przedwojennej Rzeczypospolitej może o wielu faktach istotnych dla środowiska żeglarskiego w Wolnym Mieście Gdańsku nie pisano z zaniedbania, ale w III Rzeszy także z uwagi na wszechobecną cenzurę ministra Goebbelsa…,cenzurę filmu, literatury oraz prasy (także tej specjalistycznej żeglarskiej jak “Die Yacht”)…
Z wyrazami szacunku dla Pana pasji i wiedzy , oby spożytkowanej właściwie.
Rafał J. KRAUSE
Polski Klub Morski w Gdańsku
Drogi Panie Jerzy,
Jak ja lubię czytać takie opowieści ! Najbardziej podoba mi się przedstawiona przez p.Czyszka maksyma: "Jeżeli czegoś nie wierz, sprawdź. Jeżeli czegoś jesteś pewny , sprawdź dwa razy".
Don Jorge, jak Pan sądzi, ile razy sprawdzał p. Czyszek zanim napisał : "Dar Pomorza" to statek rządowy, a takie, w tamtych czasach, nie podlegały kontroli". Dar Pomorza stojący przy nabrzeżu w Kilonii , był statkiem eksterytorialnym , twierdzi p. Czyszek ! Niebywały znawca. Pozostały komentarz, też w tym zaduchu.
Pozdrawiam,
Ryszard Plutecki=
Miły Panie Plutecki,
cieszę się, że lubi pan czytać to co napiszę. Nieskromnie powiem, że nie jest pan wyjątkiem w tym względzie.
Drogi panie, w tym co poprzednio napisałem oceniłem tylko pańskie metody "badawcze", daleko mi natomiast do oceniania pana jako osoby chociażby z tego tytułu, że się nie mieliśmy okazji się poznać. Pan być może o mnie słyszał, ja o panu, niestety nie. Pański "demaskatorski" tekst jest pierwszym pańskiego pióra jaki przeczytałem. Oceniłem jego poziom, jaki jest - każdy widzi. Natomiast odnoszę wrażenie, że pańskie oceny mojej osoby są zbyt daleko idące. Oczekuję pańskie j refleksji.
Co do statków rządowych. Interesowałem się kiedyś tym zagadnieniem i muszę panu powiedzieć, że jest bardzo ciekawe i ewoluujące na przestrzeni czasu. Statek rządowy to statek należący do rządu. Ponieważ ta definicja wystarczała do czasu powstania pierwszego państwa robotników i chłopów, a jego powstanie wprowadziło zamieszanie w dziedzinie takich rozróżnień (nie tylko zresztą takich), to dalsze regulacje poszły w kierunku rozróżnienia działalności jakie takie statki prowadzą. Ostatnie dwa lata spędziłem na statku przez niektóre państwa uważanym za statek rządowy. Moc kłopotów, łącznie z załatwianiem wejścia do portu przez MSZ. Ale ja nie tym. W tej chwili jestem na Morzu Śródziemnym i mój kontakt internetowy bywa, że jest mocno wirtualny, w związku z tym tylko pospieszne przeszukanie internetu. Na stronie Akademii Morskiej w Gdyni : http://ocean.am.gdynia.pl/garnuch/garn_00.html trafiłem na opis statku szkolnego Antoni Garnuszewski. Niżej cytat z tej strony:
W przypadku, gdyby jego armatorem była Wyższa Szkoła Morska w Gdyni, musiałby być traktowany jako tzw. "statek rządowy", co pociągałoby za sobą poważne ograniczenia w jego eksploatacji (m.in. konieczność każdorazowego notyfikowania na drodze dyplomatycznej wejścia na obce wody terytorialne i zawinięcia do innego niż polskiego portu, etc, etc...).
Dalej nie szukam, mam nadzieję, że pana ukontentowałem. W przyszłym tygodniu wracam do domu :-), gdybyś pan miał jeszcze wątpliwości to chętnie prześlę materiały bardziej źródłowe.
Co do samej zasady, to prowadzi mnie ona przez morza i oceany od trzydziestu lat z dobrym skutkiem.
Z poważaniem
- J.Czyszek
PS Mam nadzieję, że Don Jorge zamieści moje sprostowanie, skoro zamieścił pańskie, chociaż dyskusja weksluje zupełnie nie w tą stronę.
Szanowny Panie Ryszardzie
Postaram się teraz ściśle i na temat.
1. W dziedzinach związanym z przeszłością i jej tajemnicami nie ma krótkich i prostych odpowiedzi i każdy historyk jak też humanista ma tego pełna świadomość.
2. Czy było to dzieło oryginalne Albrechta Dürera czy też reprint może ocenić jedynie jego obecny posiadacz... Ranga imprezy jak i rocznica półwiecza DSV wskazuje na oryginał...
3.Zacytuje Panu na początek informacje prasową do której Pan jeszcze nie dotarł, jak przypuszczam (także ku wiedzy czytelników) z Gazety Gdańskiej nr 86 z dnia 13.04.1939 roku (str.5) – cyt." ...// Trudno tu wymieniać wszystkie, tak liczne nagrody zdobyte przez żeglarzy harcerskich, jednak nie można pominąć BUSOLI DUREROWSKIEJ , która jako pierwszą nagrodę regat w Kilonii wygrali Polacy, pokonując w rekordowym czasie przestrzeń Gdańsk - Kilonia. Ten sukces polski był niespodzianką, a zarazem nauczką dla zarozumiałości obcych załóg, które uważały się za niezwyciężone potęgi morskie...//.
Co do braku zachowanych zdjęć PKM-owskiego żeglarskiego trofeum w Gdańsku, to niech Pan weźmie pod uwagę ,że Gdańsk był tak zniszczony działaniami wojennymi i szabrem oraz podpaleniami Rosjan po zakończeniu walk w 1945 roku ,że każda zachowana fotografia z tego miasta jest niemal unikatem...
4. Tak. Wszystko wskazuje na to, iż np. Kpt L. Schlimbach – jak już podano w poście kmdra P.Mroczka. Miasto Kilonia uhonorowało Go w 1937 roku „Kronenkompassem” na własność. Dopiero w 1949 roku Kronenkompass "schlimbachowski" trafia do Kieler Yacht Club i od 1952 roku władze klubu zdecydowały o ustanowieniu go nagrodą przechodnią memoriału „Ludwig –Schlimbach-Erinnerungspreis" (od tej pory tylko fotki przy nagrodzie w lokalu klubowym o czym Pan pisał)...
5. Panie Ryszardzie!! Nigdzie nie napisałem o kradzieży i przemycie nagrody, to Pana insynuacje. Został legalnie zdobyty i legalnie wywieziony (omijając, a nie łamiąc przepisy celne III Rzeszy) na pokładzie Daru Pomorza po interwencji m.in. kpt. sportowego polskiej ekipy olimpijskiej Kmdr T.Ziółkowskiego. Niemcy chcieli uniknąć międzynarodowego skandalu (Ziółkowski zagroził wycofaniem ekipy olimpijskiej z zawodów) więc przystali z niechęcią na takie rozwiązanie... Niech pan zamknie w końcu swój mantrowy wątek "criminal story"...
Cyt. //...Zarzuciłem Panu, że Pan obraża polskich żeglarzy ( a szczególnie komendanta Daru kpt.Maciejewicza) pisząc w tym sensie ,że nasi żeglarze - de facto - ukradli cichaczem puchar , wnieśli na pokład i wywieźli do Gdańska...//.
Panie Ryszardzie czy pan nie widzi ,że Pan sam zafiksował się na swojej interpretacji opisanych zdarzeń przekazanych przez naocznych świadków. Jaki sens czy "podtekst" de facto miał ten akapit mojego artykułu niech osądzą sami czytelnicy. Ja stwierdzam że żadnego podtekstu tu nie było, bo go nie planowano.
Panie Ryszardzie, powtórzę "Polski Klub Morski nie musi niczego obecnie udowadniać", bo nasza historia jak dzieje wielu klubów żeglarskich oparta jest na słowie i dokumentach oraz tradycji, a także żeglarskiej pasji, solidarności, rzetelności i uczciwości. Gdyby był Pan członkiem klubu żeglarskiego o 88 letniej historii i tradycji zrozumiałby Pan o czym pisze...
Co do Pana prośby o spotkanie z naszym nestorem kpt. Pettke, postaramy się aby miał Pan sposobność zapoznać sie jak najpełniej z interesującymi Pana zagadnieniami.
Z żeglarskim pozdrowieniem
Rafał J. Krause
Co warto ustalić dla wyprostowania wszystkich zauważonych przez R. Pluteckiego sprzeczności, które wymienił w swojej pracy "Korsarz - mity i fakty" ?
1. ustalić rangę tamtych regat i regulamin, czyli jak pogrupowano jachty? (impreza towarzyska, regaty olimpijskie, gwiaździste, czy był limit wieku, jeżeli gwiaździste, to czy puchar mógł trafić w ręce zwycięzcy regat, które rozpoczęły się z innego miejsca, itp...)
2. jaka była nagroda, za co i dla kogo? (dużo pytań, ale dla nas najważniejsze, to czy ten puchar mógł być wywieziony z Niemiec do
Gdańska/PKM )
3. kto wchodził w skład załogi "Korsarza", ile osób liczyła załoga, w jakim wieku?
4. czy ktos zaprzeczy ustaleniom Pluteckiego, ze "oryginalny Durer to mit? ?
Mam nadzieję, że po trwającej aktualnie burzy na ten temat, wyjaśnieniem sprawy zajmie się Komisja Historyczna PZŻ, inaczej dyskusja trwającaca "u Kulińskiego" upodobni się do posiedzeń sejmowych, bo już pan Czyszek pyta R. Pluteckiego, czy jest on żeglarzem. A co to ma do rzeczy, bo ja z kolei mógłbym zapytać p. Czyszka, czy wie, jakie dane wpisuje się w rejestrach jachtowych, okrętowych i poprosić go o fotokopię strony z rejestru, na której statek, w rubryce "właściciel", ewentualnie "armator", byłoby określenie "statek rządowy"...
Zapewniam zainteresowanych, że Ryszard Plutecki jest żeglarzem i jego wnuki też nimi będą. Równocześnie zgadzam się z jego adwersarzami, że Ryszard do tematu podszedł zbyt emocjonalnie.
Żyj wiecznie Don Jorge.
Bruno
Panie Kapitanie Krause,
Ja też ściśle i krótko odpowiadam na poruszone przez Pana kwestie zasadnicze.
2. Czy było to dzieło oryginalne Albrechta Dürera czy też reprint może ocenić jedynie jego obecny posiadacz... Ranga imprezy jak i rocznica półwiecza DSV wskazuje na oryginał...
Pan wybaczy, ale to nie odpowiedż na moje wcześniejsze zarzuty co do "oryginalnego Durera". Ja twierdzę , że nie było żadnej oryginalnej ( ani reprintu) Róży Wiatrów Albrechta Durera, ponieważ Durer nigdy czegoś takiego nie wykonał ! To tak jakby Pan chciał powiedzieć, że Matejko namalował "Giocondę" , która została skradziona z PKM. Upieranie się przy micie oryginalnego Durera naraża Pana , a właściwie nas wszystkich, na śmieszność.
3.Zacytuje Panu na początek informacje prasową do której Pan jeszcze nie dotarł, jak przypuszczam (także ku wiedzy czytelników) z Gazety Gdańskiej nr 86 z dnia 13.04.1939 roku (str.5) – cyt." ...// Trudno tu wymieniać wszystkie, tak liczne nagrody zdobyte przez żeglarzy harcerskich, jednak nie można pominąć BUSOLI DUREROWSKIEJ
Panie Kapitanie, czy naprawdę Pan nie dostrzega miałkości tego "dowodu". Pomijając już oczywisty fakt, że nie może być mowy o busoli durerowskiej ponieważ Durer nigdy jej nie wykonał. Proponuję, żeby zamiast powoływać się na zasłyszane mity, spróbował Pan rzetelnie obalić to co ja piszę o rzekomym oryginalnym Durerze. Proszę sięgnąć do encyklopedii, skontaktować się z Muzeum Durera ( tak jak ja to zrobiłem) i udowodnić mi, że nie mam racji. Dobrze ? Ale, nie wiem czy zdaje Pan Kapitan sobie sprawę, że powołaniem się na ten artykuł Pan udowadnia moją tezę o tym , że puchar nigdy nie dotarł do Gdańska/PKM. Przecież ten dziennikarz, który pisał o tej "busoli durerowskiej" nie pisał o niej siedząc i patrząc na tę busolę/puchar w siedzibie PKM. On OPOWIADAL o busoli. A w kwietniu 1939 roku on powinien nie opowiadac, tylko opisywać z detalami jak cały puchar wygląda, a w niej busola. Co jeszcze dziennikarz powinien zrobic ? Zrobić zdjęcie Panie Kapitanie, i umieścić je wraz z artykułem w gazecie ! Nie zrobił tego, bo nie było pucharu Kronenkompass w honorowej gablocie PKM. Nigdy.
Co do braku zachowanych zdjęć PKM-owskiego żeglarskiego trofeum w Gdańsku, to niech Pan weźmie pod uwagę ,że Gdańsk był tak zniszczony działaniami wojennymi i szabrem oraz podpaleniami Rosjan po zakończeniu walk w 1945 roku ,że każda zachowana fotografia z tego miasta jest niemal unikatem...
Panie Kapitanie, to bardzo słabiutkie wytłumaczenie. Puchar, rzekomo był eksponowany w PKM przez 3 lata ! Przecież musiano - gdyby puchar był w PKM - wykonać setki zdjęć przez te 3 lata, i wszystkie zaginęły w czasie wojny ? ani jedno się nie zachowało ? A dlaczego, Gazeta Gdańska nie umieściła ani jednego zdjęcia pucharu ? Dlaczego Gazeta Gdańska ani razu nie napisała o pucharze jako o przedmiocie znajdującym się w PKM ? Zachęcam do logicznego i bardzo chłodnego myślenia.
5. Panie Ryszardzie!! Nigdzie nie napisałem o kradzieży i przemycie nagrody, to Pana insynuacje. Został legalnie zdobyty i legalnie wywieziony (omijając, a nie łamiąc przepisy celne III Rzeszy) na pokładzie Daru Pomorza po interwencji m.in. kpt. sportowego polskiej ekipy olimpijskiej Kmdr T.Ziółkowskiego. Niemcy chcieli uniknąć międzynarodowego skandalu (Ziółkowski zagroził wycofaniem ekipy olimpijskiej z zawodów) więc przystali z niechęcią na takie rozwiązanie... Niech pan zamknie w końcu swój mantrowy wątek "criminal story"...
Ziółkowski zagroził wycofaniem ekipy olimpijskiej ? całej polskiej ekipy, czy tylko żeglarskiej ? wycofania polskiej ekipy żeglarskiej pewnie nikt by nawet nie zauważył. Ale, przecież to nie do Ziółkowskiego należała taka decyzja. Taką decyzję mógł podjąć tylko PKOL. Ze względu na wymowę polityczną taka decyzja musiałaby być konsultowana przynajmniej z MSZ. To mit, że dla pucharu w zawodach klubowych ktoś chciałby dokonać wycofania ekipy olimpijskiej. Wycofanie ekipy mogło i było rozpatrywane przez USA, ale zupełnie o coś innego chodziło , o inną skalę (politycznego) zagadnienia. Mój pogląd opieram na tzw. zdrowym rozsądku i pewnie Pana nie przekonam.
Pozwolę sobie zacytować Pańskie słowa zamieszczone w artykule www.dobrapraktykazeglarska.pl nr 3 z września 2009, strona 38 : " Nawet po wręczeniu nagrody Niemcy usiłowali nie dopuścić do wywiezienia jej poza teren Rzeszy, powołując się na przepisy celne zabraniające wywozu złota. Szczęśliwie w Kilonii cumował Dar Pomorza. Drogocenny kompas udało się wnieść na pokład statku i wywieźć do Gdańska. Trofeum zostało wystawione w gablocie honorowej PKM ".
Z żeglarskim pozdrowieniem.
Rafał J. Krause
Odwzajemniam się po żeglarsku,
Ryszard Plutecki
Polecam lekturę książki Danuty i Antoniego Mieczysława Dancewiczów „Morzu oddany-Polsce wierny” o Kpt .ż.w. Taduszu Zółowskim.( Prof. dr hab. A. M. Dancewicz jest zięciem kmdra T Ziółkowskiego. )
Zwłaszcza ten fragment, na s.123-124, powinien zainteresować:
:„ W opracowaniu poświęconemu komandorowi Żiółkowskiemu [Jucewicz, 1968 (to: Andrzej Jucewicz, Wlodzimierz Stępiński; Chwała Olimpijczykom Wydawnictwo Sport i Turystyka Warszawa 1968 )], o jego zaangażowaniu w sprawy udziału jachtów polskich w regatach olimpijskich czytamy: „Kapitan żeglugi wielkiej komandor Tadeusz Zółkowski był kierownikiem żeglarskiej ekipy olimpijskiej w 1936 roku. Kierownikiem, to zbyt mało powiedziane. Był twórcą tej ekipy, jej duszą i protektorem. Jego upór i osobiste zabiegi sprawiły, że żeglarze stanęli na olimpijskim starcie. Znał się na żeglarstwie znakomicie i wiedział, że nasza ekipa nie ma zbyt wiele szans, ale nie oto chodziło. Uważał, że na Igrzyskach Olimpijskich rozgrywanych na terenie hitlerowskich Niemiec nie może zabraknąć jachtów z polską banderą. W jego mniemaniu była to propagandowa konieczność, dowód, że w Polsce, choć miała zaledwie skrawek dostępu do morza, odradza się żeglarska tradycja…
W 1936 roku komandor Tadeusz Ziółkowski wprowadził polskie jachty do olimpijskich regat. W oficjalnej konkurencji startuje jacht „Danuta”, ale z okazji Igrzysk gospodarze organizują także regaty docelowe dla jachtów o powierzchni żagla 100m2. Pewni zwycięstwa swej załogi fundują wspaniałą nagrodę: złotą, bogato zdobioną obudowę
kompasu według projektu Durera. Do tych to regat staje polski jacht „Korsarz” pod dowództwem kapitana jachtowego Tadusza Prechitki. Regaty kończą się ogromną sensacją: pierwsze miejsce zajmuje zespół polski. Niemcy są zaskoczeni. Nie spodziewali się, że będą musieli oddać cenną nagrodę w obce ręce i do tego w polskie. Nie chcą się z tym pogodzić i szukają jakiegoś wyjścia. Oświadczają, że nagroda nie może być wręczona, ponieważ w Niemczech obowiązuje zakaz wywozu złota za granicę. Wówczas
komandor Żiółkowski składa protest w Komitecie Olimpijskim. Wybucha skandal i organizatorzy regat, jak niepyszni, przekazują nagrodę Polakom. Dzieje się to przy dźwiękach Mazurka Dąbrowskiego , granego przez orkiestrę hitlerowskiej Kriegsmarine. Nagroda nie gościła w Polsce długo. We wrześniu 1939 roku Niemcy zrabowali ją wraz z jachtem „Korsarz” .”
Tytułem uzupełnienia należy dodać, że Niemcy Nagrodę zabrali z mieszkania Tadeusza Prechitki w Gdańsku. Zaś „Korsarz” przemianowany na „ Paul Benecke” użytkowany był przez SS. Po wojnie , pod koniec 1947r. jacht odnaleziono przypadkowo na dnie koło śluzy w Przegalinie. Wydobyty i wyremontowany „Korsarz” powrócił do PKM służąc mu po dziś dzień, a podczas olimpiady w 1972 popłynął wraz z z kapitanem T. Prechitką ponownie do Kilonii, choć już tylko jako gość honorowy [Prechitko, 1972a ], [Blauth, 1972 ]
Zwycięską załogę „Korsarza” w 1936 r. stanowili prócz kapitana Tadusza Prechitki, J. Łangowski, B. Peikert i K. Woyke [Regaty,2001], Zdjęcie T. Ziółkowskiego wraz z zalogą „Korsarza”, prezentującą otrzymane nagrody znalazło się w artykule H.Stępniaka [Stępniak, 1980 ]. Zdaniem córki Karola Woyke, wówczas studenta Politechniki to on dowodził „Korsarzem”. Przekaz rodzinny mijał się w tym przypadku z prawdą. Woyke był członkiem załogi.. Latem 1939 za poradą komandora Ziółkowskiego uszedł z Wybrzeża do Bydgoszczy
Gdzie podjął prace w fabryce. W 1942r. inż. Woyke został aresztowany przez Gestapo i zesłany do Oświęcimia, gdzie następnego roku został zamordowany [Korsarz, 1969 ]
O tragicznym losie sportowców polskich , w tym komandora Tadeusza Ziółkowskiego,
……….pisali Ryszard Malinowski [Malinowski, 1984] i Zbigniew Urbanyi [Urbanyi, 1968 i 1986 ]….”
Ja tylko tak, dla poddierżki razgawora i żeby jeszcze bardziej skomplikować:
Niemiecka Wikipedia ma coś w rodzaju listy dyskusyjnej. No i wpłynęło tam eine anonimowe Anfrage in English aus Polen. Pytanie jest w English,
bo pan XXX - jak sam pisze - nie szprecha w Dojcz:
Anfrage [Bearbeiten]
Liebe Kollegen bezüglich des Schlimbach-Preises hat das Wikipedia:Support-Team eine Anfrage aus Polen bekommen, die ich hier
einfach mal anonymisiert einstelle. Vielleicht könnt ihr dem Fragensteller helfen. Gruß --Schlesinger schreib! 09:48, 7. Jul. 2009 (CEST)
Dear Sirs,
Unfortunately I don't know the German. However, I found in Wikipedia the article about Schlimbach's Preise. I know that it is called Kronenkompass.
I'm looking for person who knows history of Kronenkompass(es). The most important for me is the Kronenkompass Preise won by "Korsarz" in regatta
Zoppot-Kiel ( July 29 th ~ August 2 nd 1936) .
Do you know anybody who could help me ?
Best regards, XXX (Poland)
Hallo Schlesinger und XXX, der Kronenkompass wurde Kapitän Schlimbach 1937 von der Stadt Kiel für seine Atlantiküberquerung in Alleinfahrt in Ost-West-Richtung verliehen [2]. Nach dem Tode Schlimbachs fand die erste Verleihung des Schlimbach-Preises in Form des Kronenkompasses 1953 statt; erster
Preisträger war Rolf Schmidt (s. a. [3]).LG, -- Hans Koberger 11:41, 7. Jul. 2009 (CEST)
Translation: Mr Koberger writes, the Kronenkompass was given to Capt. Schlimbach by the city of Kiel in 1937 [4] for his trip across the
Atlantic from east to west. After Schlimbach's death, the Kronenkompass, now called Schlimbach-Preis, was first conferred in 1953 upon Rolf
Schmidt (see [5]). My english is a catastrophy, I know :-) --Schlesinger schreib! 13:07, 7. Jul. 2009 (CEST) Another links: [6] +
www.polonia21.de/Sawa/d_kalendarium2.doc
-----------------------------
Jak widać - tłumaczenie odpowiedzi z niemieckiego na angielski podaje również odnośnik do "materiału żródłowego" w postaci strony Polonii
niemieckiej (www.polonia21.de), na której z kolei p. Waldemar Malinowski
(DPG e.V.-Kiel) pisze:
1936: Segler-Olympiade in Kiel. Teilnahme der polnischen Olympia-Mannschaft bei den Segelwettbewerben. Verantwortlich für das
polnische Team war der Kommodore der Danziger Lotsen, Herr Tadeusz Ziolkowski. Bei der Zubringerregatta von Zopot/Gdansk zu der
Olympiastadt Kiel ersegelten die Polen auf dem Segelschiff "Korsarz" den Sieg. Sie haben auch den wertvollen Preis nach Hause zu ihrem Yachtclub
in Gdansk nehmen dürfen.
Amatorscy historycy wszystkich krajów łączcie się!
Pozdrawiam
Janusz Zbierajewski
----------
Drogi Jerzy,
Tam jest komentarz Piotra Mroczka, w którym mówi, że przez Sail-ho napisał jakiś komentarz. Sprawdziłem, 18 lutego 2009 na Sail-ho nikt nie wpisał
komentarza, więc najwyraźniej musiał mieć na myśli obecną wersję Twojego serwisu.
A kto ma rację, nie wiem, za to podziwiać mogę włożony wysiłek w wykopywanie starych rzeczy.
Pozdrawiam
Jacek Kijewski
o książce Dancewiczów Ryszard Plutecki z dnia: 2010-01-12 09:23:45
Theme by Danetsoft and Danang Probo Sayekti inspired by Maksimer